sobota, 14 stycznia 2017

Co się dzieje z Maggie i Madeline?

Otóż Maggie już nie ma. Miłość do Motley Crue, również przepadła. Madeline zmieniła się, podrosła i odeszła, jak wielu za was. Obecnie piszę dla siebie. Mam swoją nową miłość i wiele własnych problemów. Pewnie nie wrócę, a jeśli jednak bym się zdecydowała, to będę prowadzić bloga z poradami psychologicznymi. Choć nie będzie wielu postów i dość często. Mój czas jest ograniczony. Moje życie zresztą same domaga się poukładania. Dlatego nie mogłam bym tu zostac. Zresztą po co?
Wszyscy i tak już skapitulowali. Przestali walczyć z tego co mi wiadomo. Czy obecnie piszę?
Tak, ale sama dla siebie. Nie są to już tylko fan fictiony, ale równiez opowieści o życiu. Szkoła średnia, jednak zmienia. Dorastamy. Mnie to, również dosięgło. Jeśli ktoś kiedys bedzie chcial to moge dodac koniec tej opowieści. Mam ją. Kontakt macie i znajdziecie. Spokojnie nic nie uległo zmianie. Żegnam was.
                    Madeline

czwartek, 4 lutego 2016

Tęsknię misiaczki.

Witam was.Pewnie zauważyliście, że od pewnego czasu nie ma mnie tu.Przepraszam was bardzo, ale mam bardzo dużo na głowie i tyle się pozmieniało, że jest mi ciężko znaleźć chwilę czasu na bloggera... :|
Nie obiecuję, ze pojawi się tu coś szybko. Bo obecnie twórczo, zaangażowana jestem w dziennikarstwo u nas i konkursy literackie... Mam szansę na ciekawe wakacje, ale niestety najpierw muszę trochę potworzyć.
Ale mam pewne pomysły i jak tylko wrócę, to obiecuję, że nadrobię wasze blogi i pojawią się tu zaległości jak i nowo powstałe rozdziały, w których wiele się będzie działo. Zresztą widzę tu dalej pustki, ale chcę być tu z paroma osobami. Widzę, że parę nowych osób do mnie zajrzało i obiecuję wam, że wpadne do was w najbliższy weekend.O ile nie pochłonie mnie książka o przygodach W. Rednej! XD
                                                                                                                Pozdrawiam was, Madeline. 

czwartek, 31 grudnia 2015

Ogłoszenia od autora

Witam kochani, przychodzę w takiej malutkiej sprawie. Otóż zastanawia mnie czy jest tu ktoś jeszcze?
Jeśli żyjecie, to odezwijcie się w komentarzu. Bo ostatnimi czasy, czuję się tu bardzo samotnie. Wydaję mi się, ze prócz garstki osób, nikogo już nie ma. A przecież tyle was wróciło, myślałam, że jeszcze będziecie. 
Niestety znowu widzę pustki, co gorsza osoby które tu się pojawiały - przepadły. Halo ludzi gdzie wy jesteście? Czy wy w ogóle się narodzicie. Naprawdę chcę tu trwać i jestem niecierpliwa, ale jeśli dalej tak będzie to z tąd odchodzę. Brakuje mi tego miejsca, kiedy się tu pojawiłam. Było tak miło. A teraz wszyscy odeszli. Rozumiem wasz brak czasu, bo sama jestem z nim ograniczona. Problemy, również rozumiem. Sama ostatnio się z nimi zmagałam i chyba dalej zmagam, dlatego też mnie chwilkę nie było. Ale szczerze: gdzie tu mam być? 
Pomijając Roxy, Mejsonka <3 , Nadine i Isbell, to już nie mam gdzie zachodzić. Naprawdę tęsknię za wami, ale powoli tracę motywację. Najchętniej to bym wróciła do moich ukochanych zeszytów, lecz ciągle mam nadzieje i naprawdę warto wrócić. Kochane duszyczki, czekamy na was. To tyle z mojej strony. Napiszę tu jeszcze dodatek świąteczny. Wiem, ze jest już grubo po świętach i zbliża się nowy rok. Niestety nie dysponowałam dużym czasem dla siebie, bo rodzinka się zjechała i rozumiecie. ;) 
Mam nadzieję, że wszystko się zmieni. Trzymam za was kciuki i czekam na was, rybcie. 
                                                                                   Pozdrawiam, wasza Madeline.

niedziela, 6 grudnia 2015

XVII - Ci faceci

 Maggie:
15.05.1988
Pakuję swoje walizki. W pokoju panuję smutna atmosfera, najdziwniejsze jest to, że siedzę sama, więc z psychologicznego punktu widzenia, to ja jestem smutna i wszystko dookoła wydaję się smutne.
Ale tak jest,a raczej ludzie są smutni.Bo właśnie wychodzę z odwyku.Poznałam tu, tyle ciekawych ludzi,nauczyłam się jak żyć i teraz mam to odstawić?Nie spodziewałabym się, że będzie to takie smutne.
Takie ciężkie.Będę tęsknić, za nocami przegadanymi z Luśką , za poznaniem i nauczeniem mnie,co to prawdziwa przyjaźń. Przyjaciel nie musi dużo mówić, czasem wystarczy cisza i czas, który on spędzi z tobą. Tego tu mnie nauczono.Co mnie bardzo cieszy. Teraz mam nadzieje, znowu nie popaść w ten nałóg.
Nie mogę sobie na to pozwolić, chcę wyjść z tego cienia i znowu zacząć doceniać wschody i zachody słońca, chcę się budzić przy Nikkim szczęśliwa, ale przede wszystkim, chcę się zająć pomaganiem ludziom i muzyką. Te dwie rzeczy kocham i pragnę robić i od dnia dzisiejszego, sama pragnę otworzyć odwyk i centrum pomocy psychologiczno-pedagogicznej.Chcę się spełnić, to akurat wiem.No i chyba chcę, odnowić kontakt z dziewczynami, a szczególnie z Roxy.Sama w sumie nie mam swojego życia, po pracy przychodzę do pustego mieszkania,czasem naprawdę idzie sfiksować.Niby ma się swoją rodzinę, lecz Joan jest w Nowym Jorku,a ja w L.A. O przeprowadzce nie ma mowy, bo i tak zbyt dużo czasu, musiałabym spędzić w Los Angeles.Niestety ale przemysł muzyczny się tu kręci.A mnie, póki co nie stać na podróże, ponieważ swoje finanse, przeznaczam na swój własny ośrodek odwykowy.Czas pomóc innym!

***
Roxy:

-Mamus, a na ile jedzemy do Italii? - spytał zdyszany Johny, ze swoim samochodzikiem w rękach.
-Nie wiem kochanie, ale troszkę tam pobędziemy - podeszłam do mojego synka i pocałowałam go w czoło.
-A w ogole po co tam jedzemy?
-Robimy sobie małe wakacje, we dwoje, kochanie.
-A cemu tatus z nami nie jedzie? - pytał dociekliwie, malec.
-Bo tatuś ma swoją żonę i nie może jej zostawić - odpowiedziałam, zajmując się dalej pakowaniem ciuchów i innych potrzebnych rzeczy.Na chwilę nastała cisza, która raczej zapowiadała ciszę przed burzą, ponieważ doskonae znam swego syna.
-Mamus a cemu tatus nie jest z tobą?
-Kochanie...- głośno wzdychnęłam.- To długa historia i opowiem ci ją kiedy będziesz starszy, bo teraz tego nie zrozumiesz, ale pamiętaj, że cokolwiek się zdarzy, my z tatą cię kochamy - powiedziałam to z ekscytacją w głosie, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam i otworzyłam, a moim oczom, ukazał się kurier z bukietem kwiatów.
-Czy pani Roxy Petrucci?
-Tak...- odpowiedziałam zdziwiona.
-Kwiaty dla pani - odłozył je delikatnie, na swój wózek i wyjął kartkę, oraz długopis.-Proszę tu podpisać- wskazał miejsce, a ja to wykonałam.
-To już wszystko?
-Tak - uśmiechnął się i podał mi kwiaty. - Proszę to od tajemniczego wielbiciela - uśmiechnął się i odszedł w stronę małej furgonetki.
-Mamus,Mmus, Mamuś to to? - przybiegł zainteresowany Johny.
-Kwiaty - uśmiechnęłam się.
-Od togo? - spytał.
-Od tajemniczego wielbiciela - kucłam,uśmiechnęłam się i poprawiłam, synowi koszulkę.
-Łooo - wydał z siebie malec.
-Ty mi tu nie łołaj tylko idź weź co chcesz zabrać. Bo tam nie będzie gdzie kupić - pokazaam groźnie palcem i spojrzałam na kwiaty. Znalazłam na nich karteczkę:
"Droga Roxy, jesteś piękna, niczym gwiazda na niebie.
Za każdym razem,gdy cię widzę, dech mi zapiera.
Me uczucie do Ciebie rośnie i wiedz, że jesteś najwspanialszą kobietą na świecie,
tak bardzo tęsknię i pragnę twojej obecności,
TU I TERAZ.
Wyznaję ci miłość i nie jestem Davidem.
Twój tajemniczy, cichy, wielbiciel.
P.S Pisać nie umiem, ale tak bardzo chciałbym być z tobą i z Johnym.Chciałbym być częścią waszego życia i wspólnie spędzać, rodzinne i miłe chwile.Dopiero teraz, gdy Ktoś może zająć twoje serducho, uświadamiam sobie ile znaczysz dla mnie.

Oderwałam karteczkę i włożyłam do koperty.To nie pierwsze kwiaty, ktore dostałam od tego tajemniczego mężczyzny. Jest to miłe,ale bardzo zastanawia mnie kto to.Mick i David, odpadają bo pytałam się ich. Zresztą do Micka to nie pasuje, jest zbyt taki staromodny i oczywisty. Jest troszkę podobny do swoich kolegów,ale swój na swojego, zawsze trafi.
Kwiaty wkładam do wazonu, do którego nalewam wody.

-Dokąd wyjeżdżasz? - słyszę za plecami czyjś głos i podskakuję.
-Mick nie strasz - odwracam  i łapię się, za klatkę piersiową. -Na wakacje, bo co?
-Nic, ale szkoda, że mnie o tym nie poinformowałaś. W końcu miło byłoby wiedzieć, że nie będzie mojego syna - powiedział pretensjonalnie.
-Mick, przestań udawać, że chodzi ci o naszego syna.Przez ostatni czas w ogóle cię to nie obchodziło, a teraz zgrywasz takiego troskliwego tatusia. Powiedz otwarcie, że będzie ci brakować, odwyku po tym jak z tchórzysz, przed powrotem do domu.Kiedy się nawalisz, rzecz jasna.
-O co ci teraz chodzi?
-O co...- parsknęłam.- Ty dobrze wiesz o co, ale odświeże twoją pamięć. Chodzi mi o to, że mam dosyć, goszczenia cię ,gdy jesteś pijany i świecenia oczami, przed Amy.
-A ty znowu się czepiasz.Kilka razy się zdarzyło, ale staram się poprawić.
-Ty się nigdy nie zmienisz - przewróciłam oczami.
-Widzę, że dostałaś kwiaty - zobaczyłam zdziwienie w jego oczach. - Czyżbyś znalazła sobie kogoś?
-Nie, dostaję je od jakiegoś "tajemniczego wielbiciela".
-Nie podejrzewasz, że może być to...- nagle, pewien męski głos mu przerwał.
-Halo jest tu ktoś?! - usłyszałam głos Davida, który wszedł do kuchni rozglądając się, a Mick w tym momencie, stanął jak słup.Udając powagę.- Tu jesteś, a ja cię szukam. To w czym ci miałem pomóc?- spytał z uśmiechem na twarzy.
-Weź tamte walizki z pokoju, tylko zostaw jeszcze tą otwartą, bo Johny ma tam swoje rzeczy i oczywiście, wszystkich nie zniósł.
Mick właśnie, pokazał na Davida i ruszył w strone pokoju.
-To ja mu pójdę pomóc- oznajmił Mick i ruszył do pokoju,a ja, przez którką chwilę stałam w miejscu.W końcu po paru sekundach,wbiegłam do pokoju.
-Mick nie wygłupiaj się, my z Davidem sobie poradzimy, a ty przecież nie możesz dźwigać - próbowałam go powstrzymać.
-Nie, chcę pomóc swojemu synowi.W końcu muszę coś dla niego zrobić! - powiedział to z uśmiechem na twarzy,wziął walizki,stęknął i wyszedł na zewnątrz,a ja wybieglam za nim.
-Mick nie wygłupiaj się! - krzyknęłam i w pewnym momencie,walizki wypadły mu z rąk, on sam, złapał się za kręgosłup. - Co się stało? - podbiegam do niego, lekko wystraszona.
-Boli - syknął i złapał się za plecy, nagle podszedł David.
-Co jest? - spyta zaniepokojony.
-Mick choruję na bardzo rzadką chorobę i nie może nosić ciężkich rzeczy.Mowiłam ci, żebyś tego nie dźwigał.David idź zadzwoń po lekarza.
 Mick:
                                             -"Ach ten niezawodny David" - pomyślałem sobie w myślach. 
 Musiał pojawić się właśnie teraz, jeszcze się ośmieszyłem przed nim.Ośmieszam się przed wszystkimi i wszyscy po mnie jadą.Wiem, że Roxy nie chciała zrobić ze mnie durnia, ale ona nie widzi tego jak bardzo jestem o nią zazdrosny, ile kwiatów i listów jej wysłałem, od tego tygodnia.Jestem starym durniem, który nigdy nie będzie z taką cudowną kobietą. Niby mam swoją Amy, niby ją kocham, ale czuję się czasem, jakby ona miała być na chwilę. Czuję, że więcej łączzy mnie z Roxy i jakbyśmy przeżyli razem, kupę wspólnych lat i tak było. Nie raz byliśmy w trudnych okresach naszego życia, ja przy niej byłem, gdy zostawił ją Bret i gdy Johny był mały. Byłem i jej słuchałem, dawałem jej swoje ramię, ale nie miałem bladego pojęcia, jak cudowną osobę mam obok siebie.Straciłem ją, przez swój własny egoizm, jestem wrednym chamem.Nie mam u niej szans...
Nagle z domu wybiegł mój syn, który od razu rzucił się w moją stronę.
-Tatus !- wgramolił mi się na nogi, które leżały jak kłody,na chodniku i przytulił się to mnie.- Tat się ciesze,ze cie widze! - krzyknął uradowany i scisnął mnie,swoimi małymi ramionami, za szyję.Dopiero teraz czuję,jak bardzo mnie kocha.A ja głupi, nawet go potrafię zawieść. Bo on, zawsze przy mnie jest, kiedy mam gorsze dni i jeszcze w takich sytacjach, potrafi przyjść i mnie ukochać.
-Cześć kochanie, bardzo mocno cię kocham, wiesz? - pocałowałem go w środek czoła.Na mojej twarzy, ;pojawił się grymas z bólu, który powodowała moja choroba.
-Johny spakowałeś się już?Kotku daj tacie spokój, tata ma poważny problem z pleckami i zaraz po tatusia przyjedzie pan doktor - krzyknęła i podeszła do nas i wzięła go na opa.
-Spatowałem wsystko i nie cce jechac do Italii, chce jechac z tata! - krzyknął oburzony, czasem mnie to dziwi, ile w nim solidarności i oporu.
-Kochanie jedź z mamą, w końcu już dawno zaplanowaliście te wakacje,tatuś sobie poradzi. A ja przyjedziesz, to zabierze cię do bawialni - nagle przyjechał lekarz, który wziął mnie do karetki i zabrał do szpitala.Nie bylem zadowolony, bo teraz wiem, że ten cały David odwiezie Roxy i Johnego.A ja nie będę mógł się z małym pożegnać.Moje życie jest beznadziejne,ja jestem beznadziejny i wszystko dookoła. Niech tylko stąd wyjdę, a od razu, zmierzę w stronę baru.
 ***
Maggie:
 -Będzie ci brakować tego miejsca? - spytała mnie Louise, wchodząc do pokoju.
-Bardzo - odpowiedziałam.
-I kto by pomyślał, że to miejsce, tyle wniesie w nasze nędzne życie.
-Dokładnie, gdyby nie ten pokój i nie ci ludzie, moje życie dalej byłoby szare.Nędzne i smutne.
-Moje rownież i nie uwolniłabym się od Sebastiana, a ty od Nikkiego - uśmiechnęła się.- Dumna jestem z ciebie,wiesz?
Ja w tym momencie, zajęłam się pakowaniem.
-Co jest?
-Nic - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na nią.
-Widzę! Przede mną nic nie ukryjesz.Maggie mów!
-No dobra, wróciłam o Sixxa - rzucam bluzkę, którą pakowałam do torby i patrzę, zła na Lusię.
-Aha- mówi zszokowana.-Nie pochwalam tego, ale skoro tak wybrałaś.Chociaż moim zdaniem to głupie.
-Lusia, nie będę się angażować.To jest,tak na spróbowanie.Będę uważać, żeby znowu nie wrócić do prochów. Jeśli poczuję, że Nikki źle na mnie działa , to po prostu zakończę.Lusia jestem dużą dziewczynką i sobie poradzę,a jak będę mieć problem to przyjdę do ciebie.
-Dobrze - głośno wzdychnęła i przytuliłyśmy się po przyjacielsku.
***
Wszyscy siedzieliśmy na uroczystości pożegnalnej. Ten ośrodek, zawsze to organizował, dla ludzi którzy, naprawdę wychodzili z uzależnienia. Wszędzie dookoła, było pełno jedzenia, oraz soków i szampanów bezalkoholowych. Każdy pacjent, wychodził na środek i wypowiadał się na temat tego miejsca, oraz jego przeżyć tutaj. Kolejka coraz bardziej się zmniejszała, aż w końcu wybór, padł na mnie.
Szybkim krokiem popędziłam na środek i stanęłam na przeciw mównicy i zgromadzonych.
-Drodzy zgromadzeni tu ludzie.Chciałabym wam bardzo podziękować za ten okres spędzony tutaj. Były to najwspanialsze chwile w moim życiu, nauczyłam się jak żyć  jak chwytać każdy dzień, gdyby nie ten ośrodek,dalej byłabym cieniem własnego życia.Poznałam tutaj wiele wspamiałych ludzi, którzy pomogli mi odkryć własną wartość, jak i również,dowiedziałam się co to prawdziwa przyjaźń. Każdy dzień był pozytywną lekcją dla mej samej, dlatego jeszcze raz dziękuję wspaniałym opiekunom, którzy wgłębili mnie w sens tego zawodu.I  w ten cudowny wieczór, w ktorym otacza nas cudowna atmosfera, jak i te świeczki.Chcę się zdeklarować, że również chcę pomagać ludziom. Dlatego postanawiam, założyć własny ośrodek, który będzie pomagał podobnym ludziom, jak ja. Musimy nieść dobro i pomagać innym! Jeśli my przeszliśmy przez różne trudności, to powinniśmy chcieć, pomóc uwierzyć innym!W nas jest siła, w nas jest przyszłość tego kraju.Nie pozwólmy, zaprzepaścić kolejnych, młodych i zdolnych ludzi! To wszystko moi kochani. Mam nadzieję, że moja gadka was nie zanudziła.Dziękuję za uwagę - gdy zeszłam, cała sala zaczęła bić brawa, a ja niczym mara, posnułam się do swojego miejsca, by dalej, cieszyć się tą cudowną uroczystością.
-Piękna mowa - nagle ktoś mnie puknął w plecy, a ja się odwróciłam.
-Dziękuję,jak się pan nazywa?- spytałam się grzecznie.
-Eric jestem- podał mi rękę.
-Maggie - odwzajemniłam.- Miło pana poznać.
-Nie mów mi pan, jestem Eric - uśmiechnął się.
-Ja również jestem Maggie i też nie lubię paniowania, ale wiesz kultura jest bardzo ważna.
-Zgadzam się z tym - spojrzał mi w oczy, by po czasie, wrócić do śledzenia uroczystości.
***
Po uroczystości udałam się na lotnisko.Miałam bowiem lecieć do Wloch, bo tam z Roxy i Michelle,mamy wypocząć i nagrać naszą płytę.Oczywiście sprzęt, bo Janet nie może podróżować i dalej nie znosi Michelle.
Już jest trochę lepiej, rozmawiają ze sobą, nawet.Lecz wolimy, nie ryzykować.Zresztą ona ma Vince'a. A my we trzy jesteśmy samotne.Niby ja nie, ale co to za związek z Sixxem?Żaden. Nie można na niego liczyć, bo sam ma duże problemy ze sobą.
Gdy usiadłam na krzesełku w poczekalni, by poczekać 20 minut na mój samolot, zjawił się Nikki.
-A ty co tu robisz? - spytałam się zdziwiona i wstałam.
-Przyleciałem do ciebie - powiedział chwiejąc się, podszedł do mnie i zaczął mnie całować, odwzajemniłam.-Aha i jakby ktoś się pytal o mnie, to mnie nie widziałaś - szepnął mi do ucha i uciekł gdzieś.
Ja przez krótką chwilę stałam i patrzałam się w stronę, w którą poszedł Nikki.
-Przepraszam czy widziala pani, tego mężczyznę który szedł w tą stronę - spytał mnie, pewien, podejrzanie wyglądający, mężczyzna.
-Nie - odpowiedziałam, a on pobiegł w stronę łazienek.
A ja zdziwiona, popatrzałam w stronę okien i ujrzałam swoje odbicie.

When lights go down, I see no reason
For you to cry. We've been through this before
In every time, in every season,
God knows I've tried
So please don't ask for more.

Can't you see it in my eyes
This might be our last goodbye

Carrie, Carrie, things they change my friend
Carrie, Carrie, maybe we'll meet again somewhere again

I read your mind, with no intentions
Of being unkind, I wish I could explain
It all takes time, a whole lot of patience
If it's a crime, how come I feel no pain.

Can't you see it in my eyes
This might be our last goodbye




                                                                                                                                       
  
No i jest kolejny! A ja chciałabym powiedzieć, że w czerwcu będzie Sixx w Polsce! I najprawdopodobniej jadę :D. Rozumiecie zobaczę Sixxa ?! :D

środa, 25 listopada 2015

Małe przemyślenia

Witam was.Ostatnio z tego co widzę, są tu małe pustki. Rozumiem to, sama zastanawiam się nad tym, czy dalej to kontynuować. I raczej będę, rozdział się szykuje, ale nie po to tu przyszłam.
Chciałam wam powiedzieć, że dojrzałam w pisaniu i Maggie też dojrzała. Najchętniej, wszystko co tu jest bym usunęła, ale lepiej zostawić. Dzięki temu mogę sama zauważyć swoją zmianę w pisaniu i tworzeniu.Dziękuję wam wszystkim, że jesteście ze mną. Choć jest tu chwila pustki, to wiem, że jest tu ktoś ze mną. I bardzo tym osobom dziękuję. Chciałam, również powiedzieć, że moi bohaterowie, na pewno ulegną małym zmianom, ponieważ ich życie jak i zachowania będą szły ku dorosłości, oczywiście na tyle ile dany bohater jest w stanie, wiele z nich pozostaną, takimi jakimi są. Każdy z nich ma przypisaną własną rolę.
Mam nadzieję, że ich wszystkich polubiliście. Ale i tak Maggie jest głownym bohaterem tego opowiadania, to wkrótce jej losy poznacie doszczętnie.A reszta? Z resztą sytuacja się wyjaśni. Ale to tyle moi kochani.
I tak nikt tego nie przeczyta,ale niech to sobie tu będzie.Cieszy mnie też fakt, że wiele osób tu wraca, że się pojawicie. Naprawdę czekałam na ten moment, jak i żegnam się z osobami które postanowiły z tąd odejść. Fajnie, że byliście.
No i przepraszam, za jakiekolwiek błedy.Nie obiecuje wam ich braku, bo się uczę.Ale obiecuję, że będzie ich mnie i pracuję nad nimi..Ale proszę, nie skreślajcie mnie, tylko doceńcie mój pomysł.
My ludzie popełniamy wiele błędów, ale sztuką jest się do nich przyznawać.
To tak oficjalnie,życzę wszystkim miłej nocy!<3
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie, wasza Madeline.
 

wtorek, 17 listopada 2015

Ofiara i narkotyczny kaznodzieja

Tak jak mówiłam ,oto moje opowiadanie na konkurs literacki.W końcu napisane i wysłane,uff!
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Chciałabym również, podziękować za 3261 wyświetleń, które pewnie, w większości były przypadkowe, ale i tak doceniam to, że tyle osób tu weszło. Naprawdę dziękuję wam wszystkim, którzy tu pozostali.
Pozdrawiam, wasza Madeline :*.
                                                                                                                                                                   

                     Słońce właśnie pojawiło się nad horyzontem. Zegar wybił siódmą rano. W jego szkiełku, odbijały się promienie słońca. Na dworzu , drzewa kołysał październikowy wiatr, a okna jego przyozdabiały czarne zasłony. Nie tylko zasłony miały czarny kolor, większość rzeczy w jego pokoju, była w tym kolorze, włącznie ze ścianami.Michał uważał, również, że jego dusza jest "czarna". Całe jego życie było w tej barwie, odkąd zapoznał się ze swoją ukochaną "przyjaciołką" - herioną. Ona powoli go staczała, aż wreszcie zrobiła z niego wrak człowieka. To już nie był ten sam chłopak, który szaleńczo kochał Luizę. Ta młoda kobieta była jego życiem. Okres ten wspominał, jako najbardziej udany w jego życiu. Mia bowiem dwie ukochane rzeczy, lub część jego świata 0 pierwszą ,wspomnianą, była jego narzeczona, drugą natomiast - muzyka. Złączenie tych dwóch elementów jego życia, dawało wspaniała całość. Jego okres twórczości, był wtedy najbardziej owocny. Czuł się jak człowiek: docieniony, szczęśliwy i posiadający największy skarb.W tamtym czasie, jego zespół, miał nawał pracy. Każdy szanujący się klub w Gdańsku, chciał aby jego zespół, grał właśnie u nich. Na zarobki też nie narzekał.Niestety jedna impreza, przeświadczyła o tych nieszczęsnych zdarzeniach.
                      Impreza trwała w najlepsze, koledzy z jego zespołu bawili się i korzystali z czego tylko mogli. Alkohol lał się strumieniami. Lider zespołu, również dołączył do kolegów. Wspaniała muzyka pozwalała im się wgłębić w alkoholowy trans.Po pewnym czasie, gdy każdy możliwy alkohol, znudził im się. Daniel przyniósł coś, co uważał do podobnej rzeczy, lecz w stanie stałym. Była to bowiem marihuana. Zaczął z kolejna, wszystkich częstować, aż w końcu, wybór padł na Michała. Stanął on pod poważnym dylematem, bowiem wiele się słyszało na temat narkotyków. Strach miesza się z adrenaliną i chęcią zapoznania kolejnego doświadczenia. Walka była zacięta, ale tym razem dobro nie zwyciężyło. Słodki wokalista "Pocałunku" spróbował mieszanki ziół. Poczuł się dziwnie, ale był wyluzowany. Tak było na każdej kolejnej imprezie, kiedy Daniel przynosił "ziółko", ten korzystał i brał ile mógł. Gdy cudowna pani "Marysia" się znudziła - sięgnął dalej. Była to: amfa, a po niej: kleje, metamfetamina, LSD, kokaina, aż wreszcie dosięgnął na ostatni szczebel. Kontrola o której tyle rozmawiał, puściła wszystkie możliwe hamulce. Przez co powoli, zaczął tracić, wszystko to co do tej pory osiągnął. Wpierw była to ukochana. Po tym upadku, zaczął coraz więcej brać. Potem było to mieszkanie, gitara, ukochane płytę, a na końcu sprzedał swoją duszę. To już nie nie była ta sama osoba. Był kimś kto ulega samodestrukcji , która na zawsze pochłonęła jego życie i jego samego. Każdy dzień, miesiąc, rok był taki sam. Aż do momentu feralnego wieczoru. Siedział u swojego najlepszego przyjaciela Filipa, którego oczywiście też wciągnął w swój świat.
Dzielili się swoimi poglądami na świat.
-Jak myślisz bracie, w naszym życiu zdarzy się jeszcze coś wyjątkowego? - spytał mocno wstawiony Filip.
-Oczywiście, w końcu będziemy jak Morrison - zaśmiał się Michał.
-Albo skończymy jak on - powiedział zadowolony Filip.
-Albo skończymy jak on - zażartował Michał i zaśmiał się, co było wpływem środków odurzających.
Po skończonej imprezie, która zakończyła się o siódmej rano, wyruszył do swojego mieszkania, a raczej do ruiny, która je przypominała.Ponieważ swoją kawalerkę, dawno sprzedał, na rzecz swojej przyjaciółki.
Gdy szedł ulicami Gdańska, spotkał swoją byłą narzeczoną z nowym partnerem.

 Niestety ich miłą rozmowę, przerwał mąż Luizy i musieli przerwać.
Załamany Michał zmienił kierunek swojej podróży i zamiast udać się do domu, poszedł na plażę. Kiedy na nią dotarł, usiadł i wyciągnął, swoje dwie "miłości". W odmętach swojej kieszeni, znalazł strzykawkę, zapaliczkę i łyżeczkę. Szybkim ruchem podgrzał heroinę i wlał to strzykawki. On już wiedział, że nie ma po co żyć i nic w jego marnym życiu się nie zmieni.Nie chciał już dłużej, być cieniem siebie samego.             
                            Tymczasem Filip zbudził się w garażu, wraz z trojką swoich znajomych. Postanowili, że muszą zacząć dzień od cudownej dawki narkotyku, gdy w drzwiach pojawił się ich dobry przyjaciel - Franek.
-Michał wylądował w szpitalu! - powiedział, a wręcz krzyknął, zdyszany męzczyzna.
-Jak...to? - spytał się zdziwiony Filip, który poczuł, jakby ktoś uderzył go w twarz.
-Normalnie, próbował wziąść "złoty strzał", ale jakiś facet go znalazł, kiedy spacerował z psem - odpowiedział kolega, który właśnie unormował swój oddech.
-Wiesz gdzie leży?
-W Uniwersyteckim Centrum klinicznym - odparł.
-To jedziemy tam! - rozkazał szybko Daniel, a cała reszta szybko wybiegła z garażu.
Kiedy dotarli na miejsce, musieli znaleźć kogoś kto udzieli im informacji. Po długotrwałym szukaniu, zauważyli pielęgniarkę.
-Przepraszam, czy wie pani gdzie leży Michał Kowalski? - spytał grzecznie Filip. - Przywieźli go dzisiaj rano.
-A jest pan kimś z rodziny? - spytała pielęgniarka.
-Tak, jestem jego bratem. - Skłamał.
-Pan Kowalski, leży w sali numer siedem - odparła miłym głosem. - Musi pan iść do końca tego korytarza, a na pewno pan zauważy tą salę - uśmiechnęła się.
-Dziękuję ślicznie.
I cała piątką ruszyła, gdy pojawili się pod salą zauważyli lekarza.
-Przepraszam chciałbym się dowiedzieć co z pacjentem, Michałem     Kowalskim? - spytał Filip.
-A jest pan kimś z rodziny?
-Tak, jestem jego bratem.
-Cóż, niestety mam dla pana złą wiadomość. Pan Michał nie żyje. Zmarł w wyniku przedawkowania heroiny i zmiesznia ją z alkoholem. Naprawdę bardzo mi przykro - powiedział to poważnym tonem, po czym odszedł.
A Filip stał jak słup, na środku korytarza.
-Co jest z nim? - spytał Daniel.
-Nie żyje - odparł Filip po czym wyszedł, załamany ze szpitala.
Nie mógł w to wszystko uwierzyć.Jego najlepszy kumpel, z którym się znał od dzieciństwa - nie żyje. To był dla niego, cios w samo serce.
W końcu to on go nauczył wszystkiego. Zaraził go pasją do muzyki, namówił do wyprowadzki i zostawienia rodziny, tak samo jak zrobił to jego zagubiony przyjaciel. Tyle lat razem przeżyli, ale go teraz nie ma i nigdy nie wróci. Filip wiedział, że już nic, nie ma znaczenia w jego życiu. Bez swojego przyjaciela, jest nikim. Postanowił wrócić do domu i zanurzyć się w alkoholowym transie. To też trwało 2 miesiące.
Siedział w domu i pił w samotności, podczas gdy jego koledzy z zespołu szli śladem jego kolegi.
Ale go to już nie obchodziło. Ponieważ sam miał problem ze sobą. Po dwóch miesiącach, spędzonych w swoim mieszkaniu, postanowił udać się na odwyk. Sam przyznał przed sobą, że jestem alkoholikiem i narkomanem. Spędził w ośrodku, dwa lata,a gdy wyszedł, postanowił zmienić swoje życie. Poszedł do wieczorowego liceum i je skończył. Następnie ukończył studia w resocjalizacji i postanowił pomagać "zbłąkanym duszom". Wrócił do ośrodka w którym się, niegdyś leczył i podjął tam pracę. Stał się innym człowiekiem. Ale przede wszystkim, przez swoje uzależnienie i stratę najbliższej mu osoby, odnalazł swoje powołanie. Oczywiście poznał kobietę, założył rodzinę i trwał w trzeźwości. Ale jego głownym celem, było jak i jest chronienie młodych ludzi od tej trucizny. Nie chce by ludzie kończyli tak jak jego przyjaciel. Ostrzega przed tym - wszystkich. Tak samo jak przed życiem rockowca. Dzięki temu stał się znaną osobą w Polsce i nie musiał grać na gitarze i pić na umór.
Czasem sławę można zyskać, w sposób oczywisty. Bo kto pcha się to sławy, ten zazwyczaj kończy jako:narkoman, alkoholik, albo, jako legenda.

niedziela, 8 listopada 2015

*XVI - Wujek dobra rada

Janet:
Noc.Podłoga.Radio i kominek.To wszystko czego mi potrzeba.Żadnego sexu,dragów i rock 'n'roll'a.
Żadnych romansów i zdrad.Jestem w swoim świecie z dzieciństwa.Z głośnika starego radia,wydobywają się Zeppelini ,zanurzam się w tej cudownej muzyce i uświadamiam sobie ,że moim największym marzeniem,jest cofnięcie się do lat 70.To były takie cudowne czasy,Tyler nam śpiewał ,swoim cudownym ,trzeźwym głosem.Zeppelini żyli i byli w okresie swojej świetności ,ale najważniejsze jest to,że wtedy powstawały babskie zespoły.
Ta melancholia jest cudowna,wciąga.Niestety przerywa ją chęć zapalenia papierosa-nie oprę się tej pokusie.Wolę udać się do kuchni w poszukiwaniu czego wykwintnego.Dobry posiłek,kobiecie ciężarnej ,na pewno zrobi.Wstaję i pędzę do kuchni.Z wnętrza szafki,wyciągam pyszne ciasteczka z kawałkami czekolady.Wchodzę do kuchni i odkładam je na stolik.Moje myśli błądzą ,nad moimi planami na wieczór.
Na pewno będę sama.Vince cały wieczór,ma zamiar spędzić z chłopakami.Powiem szczerze ,że jestem zadowolona.Czasem ta bliskość ,w naszym związku ,mi przeszkadza.Kobieta też czasem potrzebuje przestrzeni i czasu dla samej siebie.Zresztą ,więcej takich chwil już nie będzie.Stanę się odpowiedzialną matką i żoną.Cieszy mnie bardzo ten fakt,lecz czasami ,wydaje mi się ,że to sen.A gdy się obudzę ,wszystko pryśnie i znowu będę sama w pokoju z czerwoną lampką.Będę tańczyć przy twórczości Tiny i Arethy.Noce będę spędzać w oknie z fajką.Poranki,natomiast ,zaczynać będę od joggingu .
Podchodze do lustra i patrze na siebie.
-Jeny ,jak ja nie lubie tych wahan nastroju-mowie glosno do siebie.Nagle dzwoni telefon.
-Halo- podnoszę słuchawkę.
-Kochanie?Słuchaj zostanę jeszcze godzinę z chłopakami- słyszę głos ,uradowanego Vince'a.
-Ok - odpowiadam złym tonem.
-Coś się stało?-pyta zdziwiony.
-Nie -odpowiadam i rozłączam się.
Nie wiem czemu tak postąpiłam.Nie mam pojęcia czemu mój przyszły mąż mnie czasem wkurza.Czemu mnie w ogóle wszystko wkurza.Idę do salonu ,zapalam świeczkę i ignoruję telefon, który wydaję charakterystyczny dźwięk.Zapewne to Vince ,a mnie pierwszy raz ,cieszy fakt ,że potrafię go olać.
A usprawiedliwienie na to zachowanie jest jedno.
Ciąża.
 kilka minut przed
Vince:
-Chłopacy nie możecie się tak załamywać -powiedziałem entuzjastycznym tonem.-Nie wiecie jak postępować z kobietami?No ej ,przecież wyruchaliśmy tabuny lasek! Ludzie.I wy nie wiecie jak starać się o kobiety!Musicie o nie walczyć!-krzyknąłem zadowolny.
A cała trójka ,spojrzała się na mnie ,niczym na jakiegoś wodza.
-No skruszone pieski ,ruszajcie dupę i walczcie o dziewczyny.
-Tylko jak?-pyta  zdziwiony Nikki.
-A jak się wyrywa dziewczynę?Wiesz zorganizuj jakiś romantyczny wypad z jedzeniem i winem i powciskaj jej kilka bajerów -uśmiechnąłem się.
-Weź ona teraz nie tyka alkoholu i na bank pogoni mnie pijanego - głośno wzdychnął .
-To nie pij przed spotkaniem z nią ,nie bierz piwa ,tylko jakiś soczek i tyle.A pochlejesz sobie po spotkaniu z nią.
-Ty Vince- patrzy w sufit.-Ty to świentny pomysł.Dzięki ,wujku dobra rado.Lecę się przyszykować-zerwał się z kanapy i czym prędzej ,popędził do góry.
-Do usług! -krzyknąłem.
-Weźcie to głupie -odezwał się troll,który wziął butelkę whisky i opróżnił ją.
-Och Mick ,ty też powinieneś ,zacząć starać się o Roxy,ale ciebie zostawię na jutro.Bo dzisiaj jesteś tak wstawiony,że nic do ciebie nie dotrze -odparłem.
-Zgadzam się z tobą blondzio! - Krzyknął zadowolony Tommy.
-A twoj probem na czym polega?
-No wiesz Michelle wróciła.I za chuja nie mogę o niej zapomnieć.A nie mogę bawić się jej uczuciami-patyczak spojrzał w podłogę.
-Tommy?Czy to ty?!Weź się posłuchaj.Stary jak czujesz taką potrzebę to idź korzystaj.Ale najpierw okaż jej skruchę i idź zanieść kwiaty.Bo z tego co wiem ,to nie jesteście w dobrych stosunkach.
-No nie.
-To chodź ,zajebiemy kwiaty od kogoś z ogródka i pójdziemy zanieść je Michele.Ale najpierw zadzwonię do Janet.
-Uuu a co to się stało ,że się tak o nią troszczysz?
-Wiesz wylądowała w szpitalu,a ja nie chcę byto się powtórzyło.W końcu nosi moje dziecko.
-Czyżby zaczęło ci zależeć?-patyczak się uśmechnął.
-No chyba tak.W końcu biorę z nią ślub ...-wzdycham.-Zresztą to skomplikowane.
-Weź przestań,jesteście podobni i widać ,że zakochaliście się w sobie,niczym banda szczeniaków.Ale wiesz ,że to nie wystarczy do małżeństwa.
-Wiem,ale poradzę sobie.
Idę do telefonu i wykręcam nasz numer telefonu.

-Kochanie?Słuchaj zostanę jeszcze godzinę z chłopakami-mówię uradowanym głosem.
-Ok - odpowiada złym tonem.
-Coś się stało?-pytam zdziwiony.
-Nie -odpowiada i rozłącza się.
A ja jestem trochę zaniepokojny. Wiem ,że kobiety mają wahania nastroju,podczas ciąży.Ale nie mam pewności ,czy z tym jej humorem nie stoi Stephen ,a może znowu się z nim spotyka.
O nie! Nie pozwolę się robić na boki!
-Co jest ?-pyta się zaniepokojony Tommy.
-Muszę wracać do domu.Janet się dziwnie zachowuje,a ja jestem zaniepokojony.- Piszę wskazówki dla Micka,co ma robić ,aby poderwać Roxy.
-A co takiego zrobiła?
-Była chamska i nie miła.Wiesz boję się,że mogła Stephena zaprosić do nas.Jeśli to zrobiła ,to jej nie popuszczę! -Ubieram się i wychodzę.

Maggie:
22.Słyszę pukanie do drzwi.Zwlekam się z kanapy i idę otworzyć.
-Nikki co ty tutaj robisz?
-Maggie ,ubierz się proszę.Mam dla ciebie niespodziankę.-Mówi podekscytowanym głosem.
-Jaką?
-Nie ważne.Choć-pokazuje mi gestem ręki.
-Już idę,spokojnie-idę się ubrać i przychodzę do niego.
 Wychodzimy z hotelu i idziemy do jego auta.Kiedy siadam,on włącza Aerosmith.
-Dokąd jedziemy?
-To niespodzianka-uśmiecha się.
-Ok -odpowiadam i zapada cisza.
Towarzyszy nam ona ,do momentu gdy przyjeżdżamy w jakieś ciemne miejsce.Wysiadamy ,a on ciągnie mnie ,przed siebie.
Wchodzimy na jakieś wzgórza ,gdzie widać L.A i ocean.
-Ale tu pięknie -zatrzymuję się i podziwiam widok.
-Wiem - odpowiada i rozkłada koc.-Siadaj.
Wykonuję jego polecenie i wpatruję się w tą piękną noc.
Nikki ,tymczasem wyjuje kieliszki i leje jakiś sok.
-Spokojnie to nie jest alkohol ,to tyko sok jabłkowy.W 100 % naturalny.Wiem ,że nie lubisz tych wszystkich soków.
-Dzięki -uśmiecham się i zaczynam cieszyć tą piękną chwilą.

Janet:
    Budzę się i słyszę radio,które włączyłam przed zaśnięciem.Na przeciw mnie ,widzę lampy ,upadłego miasta Aniołów.Wszystkie takie kolorowe i odbijające się w mojej sypialni.
Nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi.Wiem ,że Vince wraca.
Mój melancholijny humor się kończy,bo wiem ,że zaraz Vince przyjdzie zrobić wywiad.Martwi się ,ale czasem mnie to ostro wkurwia.W ogóle wszystko mnie wkurza!I mam ochotę na ogórki.Wiem to okropne.Mój humor jest okropny,ta ciąża.
-Cześć kochanie -nagle Vince pojawia się nade mną i chce mnie pocalować,a ja sie odwracam.
-Hej,daj mi spokój - prycham.
-Co cię dzisiaj ugryzło?-pyta zdziwiony.
-Nic i weź mi przynieś ogórki.
-Może tak proszę?-głośno wzdycha.
-Już! - Mówię rozkazującym głosem ,a on potulnie idzie mi po nie.
-Masz-rzuca mi słoik na kanapę.
-Dziękuję-mówię chamskim tonem i rzucam się na ogórki.
-Nie mlaszcz-mówi spokojnie.
-Nie mlaszczę-mówię z pełną buzią.-Ale mam dość twojego wyzysku !Ty sobie chodzisz do kolegów ,a mi każesz siedzieć w domu i nosić ten ciężki brzuch.
-Przecież ci nie zabraniam !-Krzyknął.
-Nie będę się z tobą kłócić ,bo nie mogę się denerwować.Dzisiaj idę spać na kanapę-zabieram swoją poduszkę i kołdrę i schodzę na dół.Oczywiście mam swój ,słoik ogórków .Rozkładam sobie kanapę i kładę się.Nie spostrzegam się ,kiedy odpływam w świat Morfeusza.
Maggie:
                     -Kochasz mnie?-spytał się ,Nikki,patrząc mi w oczy.
                              -O czym ty do mnie mówisz?Czy ty mówisz serio?-spytałam zdziwiona.
-Bardzo serio.To jak?
-Miłość to pojęcie względne-wzdycham.-Ale chyba tak.Zresztą...nie wiem -spuszcza głowe.
-Uczucia są skomplikowane prawda?-uśmiecha się lekko i patrzy  w jej oczy.
-Dokładnie.Ale nie odbierz tego tak.Ja sama nie wiem co czuję i czego chcę.Przy tobie głupieję -odparłam,a on spojrzał na mnie zdziwiony i po chwili mnie pocałował.
-Nie zastanawiajmy się już .Cieszmy się sobą nawzajem-oderwał się na chwilę,by znów zatonąć w moich ustach.A ja przy tym ,czuję się cholernie dobrze.

Still feels like our first night together
Feels like the first kiss, it's gettin' better baby
No one can better this...
Still holdin' on, you're still the one
First time our eyes met, same feelin' I get
Only feels much stronger, wanna love ya longer
You still turn the fire on...
So if you're feelin' lonely don't
you're the only one I ever want
I only wanna make it good
so if I love ya a little more than I should

Please forgive me, I know not what I do...
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me this pain I'm going through...
Please forgive me, if I need ya like I do
Please believe me every word I say is true...
Please forgive me, I can't stop lovin' you

Still feels like our best times are together...
Feels like the first touch, still gettin' closer baby
Can't get close enough...
Still holdin' on, still number one
I remember the smell of your skin...
I remember everything
I remember all your moves
I remember you, yeah!
I remember the nights ya know I still do...
So if you're feelin' lonely don't
you're the only one I ever want
I only wanna make it good
so if I love ya a little more than I should

Please forgive me, I know not what I do
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me this pain I'm going through
Please forgive me, if I need ya like I do
Oh believe me every word I say is true
Please forgive me, I can't stop lovin' you

Oh.! oooh .!

one thing I'm sure of is the way we make love
And one thing I depend on is for us to stay strong
With every word and every breath I'm prayin'
That's why I'm sayin'

Please forgive me, I know not what I do...
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me this pain I'm going through...
Please forgive me, if I need ya like I do
Babe believe me, every word I say is true
Please forgive me, if I can't stop lovin' you
Never leave me I don't know what I'd do
Please forgive me, I can't stop lovin' you

Oo Can't stop lovin' you