środa, 25 listopada 2015

Małe przemyślenia

Witam was.Ostatnio z tego co widzę, są tu małe pustki. Rozumiem to, sama zastanawiam się nad tym, czy dalej to kontynuować. I raczej będę, rozdział się szykuje, ale nie po to tu przyszłam.
Chciałam wam powiedzieć, że dojrzałam w pisaniu i Maggie też dojrzała. Najchętniej, wszystko co tu jest bym usunęła, ale lepiej zostawić. Dzięki temu mogę sama zauważyć swoją zmianę w pisaniu i tworzeniu.Dziękuję wam wszystkim, że jesteście ze mną. Choć jest tu chwila pustki, to wiem, że jest tu ktoś ze mną. I bardzo tym osobom dziękuję. Chciałam, również powiedzieć, że moi bohaterowie, na pewno ulegną małym zmianom, ponieważ ich życie jak i zachowania będą szły ku dorosłości, oczywiście na tyle ile dany bohater jest w stanie, wiele z nich pozostaną, takimi jakimi są. Każdy z nich ma przypisaną własną rolę.
Mam nadzieję, że ich wszystkich polubiliście. Ale i tak Maggie jest głownym bohaterem tego opowiadania, to wkrótce jej losy poznacie doszczętnie.A reszta? Z resztą sytuacja się wyjaśni. Ale to tyle moi kochani.
I tak nikt tego nie przeczyta,ale niech to sobie tu będzie.Cieszy mnie też fakt, że wiele osób tu wraca, że się pojawicie. Naprawdę czekałam na ten moment, jak i żegnam się z osobami które postanowiły z tąd odejść. Fajnie, że byliście.
No i przepraszam, za jakiekolwiek błedy.Nie obiecuje wam ich braku, bo się uczę.Ale obiecuję, że będzie ich mnie i pracuję nad nimi..Ale proszę, nie skreślajcie mnie, tylko doceńcie mój pomysł.
My ludzie popełniamy wiele błędów, ale sztuką jest się do nich przyznawać.
To tak oficjalnie,życzę wszystkim miłej nocy!<3
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie, wasza Madeline.
 

wtorek, 17 listopada 2015

Ofiara i narkotyczny kaznodzieja

Tak jak mówiłam ,oto moje opowiadanie na konkurs literacki.W końcu napisane i wysłane,uff!
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Chciałabym również, podziękować za 3261 wyświetleń, które pewnie, w większości były przypadkowe, ale i tak doceniam to, że tyle osób tu weszło. Naprawdę dziękuję wam wszystkim, którzy tu pozostali.
Pozdrawiam, wasza Madeline :*.
                                                                                                                                                                   

                     Słońce właśnie pojawiło się nad horyzontem. Zegar wybił siódmą rano. W jego szkiełku, odbijały się promienie słońca. Na dworzu , drzewa kołysał październikowy wiatr, a okna jego przyozdabiały czarne zasłony. Nie tylko zasłony miały czarny kolor, większość rzeczy w jego pokoju, była w tym kolorze, włącznie ze ścianami.Michał uważał, również, że jego dusza jest "czarna". Całe jego życie było w tej barwie, odkąd zapoznał się ze swoją ukochaną "przyjaciołką" - herioną. Ona powoli go staczała, aż wreszcie zrobiła z niego wrak człowieka. To już nie był ten sam chłopak, który szaleńczo kochał Luizę. Ta młoda kobieta była jego życiem. Okres ten wspominał, jako najbardziej udany w jego życiu. Mia bowiem dwie ukochane rzeczy, lub część jego świata 0 pierwszą ,wspomnianą, była jego narzeczona, drugą natomiast - muzyka. Złączenie tych dwóch elementów jego życia, dawało wspaniała całość. Jego okres twórczości, był wtedy najbardziej owocny. Czuł się jak człowiek: docieniony, szczęśliwy i posiadający największy skarb.W tamtym czasie, jego zespół, miał nawał pracy. Każdy szanujący się klub w Gdańsku, chciał aby jego zespół, grał właśnie u nich. Na zarobki też nie narzekał.Niestety jedna impreza, przeświadczyła o tych nieszczęsnych zdarzeniach.
                      Impreza trwała w najlepsze, koledzy z jego zespołu bawili się i korzystali z czego tylko mogli. Alkohol lał się strumieniami. Lider zespołu, również dołączył do kolegów. Wspaniała muzyka pozwalała im się wgłębić w alkoholowy trans.Po pewnym czasie, gdy każdy możliwy alkohol, znudził im się. Daniel przyniósł coś, co uważał do podobnej rzeczy, lecz w stanie stałym. Była to bowiem marihuana. Zaczął z kolejna, wszystkich częstować, aż w końcu, wybór padł na Michała. Stanął on pod poważnym dylematem, bowiem wiele się słyszało na temat narkotyków. Strach miesza się z adrenaliną i chęcią zapoznania kolejnego doświadczenia. Walka była zacięta, ale tym razem dobro nie zwyciężyło. Słodki wokalista "Pocałunku" spróbował mieszanki ziół. Poczuł się dziwnie, ale był wyluzowany. Tak było na każdej kolejnej imprezie, kiedy Daniel przynosił "ziółko", ten korzystał i brał ile mógł. Gdy cudowna pani "Marysia" się znudziła - sięgnął dalej. Była to: amfa, a po niej: kleje, metamfetamina, LSD, kokaina, aż wreszcie dosięgnął na ostatni szczebel. Kontrola o której tyle rozmawiał, puściła wszystkie możliwe hamulce. Przez co powoli, zaczął tracić, wszystko to co do tej pory osiągnął. Wpierw była to ukochana. Po tym upadku, zaczął coraz więcej brać. Potem było to mieszkanie, gitara, ukochane płytę, a na końcu sprzedał swoją duszę. To już nie nie była ta sama osoba. Był kimś kto ulega samodestrukcji , która na zawsze pochłonęła jego życie i jego samego. Każdy dzień, miesiąc, rok był taki sam. Aż do momentu feralnego wieczoru. Siedział u swojego najlepszego przyjaciela Filipa, którego oczywiście też wciągnął w swój świat.
Dzielili się swoimi poglądami na świat.
-Jak myślisz bracie, w naszym życiu zdarzy się jeszcze coś wyjątkowego? - spytał mocno wstawiony Filip.
-Oczywiście, w końcu będziemy jak Morrison - zaśmiał się Michał.
-Albo skończymy jak on - powiedział zadowolony Filip.
-Albo skończymy jak on - zażartował Michał i zaśmiał się, co było wpływem środków odurzających.
Po skończonej imprezie, która zakończyła się o siódmej rano, wyruszył do swojego mieszkania, a raczej do ruiny, która je przypominała.Ponieważ swoją kawalerkę, dawno sprzedał, na rzecz swojej przyjaciółki.
Gdy szedł ulicami Gdańska, spotkał swoją byłą narzeczoną z nowym partnerem.

 Niestety ich miłą rozmowę, przerwał mąż Luizy i musieli przerwać.
Załamany Michał zmienił kierunek swojej podróży i zamiast udać się do domu, poszedł na plażę. Kiedy na nią dotarł, usiadł i wyciągnął, swoje dwie "miłości". W odmętach swojej kieszeni, znalazł strzykawkę, zapaliczkę i łyżeczkę. Szybkim ruchem podgrzał heroinę i wlał to strzykawki. On już wiedział, że nie ma po co żyć i nic w jego marnym życiu się nie zmieni.Nie chciał już dłużej, być cieniem siebie samego.             
                            Tymczasem Filip zbudził się w garażu, wraz z trojką swoich znajomych. Postanowili, że muszą zacząć dzień od cudownej dawki narkotyku, gdy w drzwiach pojawił się ich dobry przyjaciel - Franek.
-Michał wylądował w szpitalu! - powiedział, a wręcz krzyknął, zdyszany męzczyzna.
-Jak...to? - spytał się zdziwiony Filip, który poczuł, jakby ktoś uderzył go w twarz.
-Normalnie, próbował wziąść "złoty strzał", ale jakiś facet go znalazł, kiedy spacerował z psem - odpowiedział kolega, który właśnie unormował swój oddech.
-Wiesz gdzie leży?
-W Uniwersyteckim Centrum klinicznym - odparł.
-To jedziemy tam! - rozkazał szybko Daniel, a cała reszta szybko wybiegła z garażu.
Kiedy dotarli na miejsce, musieli znaleźć kogoś kto udzieli im informacji. Po długotrwałym szukaniu, zauważyli pielęgniarkę.
-Przepraszam, czy wie pani gdzie leży Michał Kowalski? - spytał grzecznie Filip. - Przywieźli go dzisiaj rano.
-A jest pan kimś z rodziny? - spytała pielęgniarka.
-Tak, jestem jego bratem. - Skłamał.
-Pan Kowalski, leży w sali numer siedem - odparła miłym głosem. - Musi pan iść do końca tego korytarza, a na pewno pan zauważy tą salę - uśmiechnęła się.
-Dziękuję ślicznie.
I cała piątką ruszyła, gdy pojawili się pod salą zauważyli lekarza.
-Przepraszam chciałbym się dowiedzieć co z pacjentem, Michałem     Kowalskim? - spytał Filip.
-A jest pan kimś z rodziny?
-Tak, jestem jego bratem.
-Cóż, niestety mam dla pana złą wiadomość. Pan Michał nie żyje. Zmarł w wyniku przedawkowania heroiny i zmiesznia ją z alkoholem. Naprawdę bardzo mi przykro - powiedział to poważnym tonem, po czym odszedł.
A Filip stał jak słup, na środku korytarza.
-Co jest z nim? - spytał Daniel.
-Nie żyje - odparł Filip po czym wyszedł, załamany ze szpitala.
Nie mógł w to wszystko uwierzyć.Jego najlepszy kumpel, z którym się znał od dzieciństwa - nie żyje. To był dla niego, cios w samo serce.
W końcu to on go nauczył wszystkiego. Zaraził go pasją do muzyki, namówił do wyprowadzki i zostawienia rodziny, tak samo jak zrobił to jego zagubiony przyjaciel. Tyle lat razem przeżyli, ale go teraz nie ma i nigdy nie wróci. Filip wiedział, że już nic, nie ma znaczenia w jego życiu. Bez swojego przyjaciela, jest nikim. Postanowił wrócić do domu i zanurzyć się w alkoholowym transie. To też trwało 2 miesiące.
Siedział w domu i pił w samotności, podczas gdy jego koledzy z zespołu szli śladem jego kolegi.
Ale go to już nie obchodziło. Ponieważ sam miał problem ze sobą. Po dwóch miesiącach, spędzonych w swoim mieszkaniu, postanowił udać się na odwyk. Sam przyznał przed sobą, że jestem alkoholikiem i narkomanem. Spędził w ośrodku, dwa lata,a gdy wyszedł, postanowił zmienić swoje życie. Poszedł do wieczorowego liceum i je skończył. Następnie ukończył studia w resocjalizacji i postanowił pomagać "zbłąkanym duszom". Wrócił do ośrodka w którym się, niegdyś leczył i podjął tam pracę. Stał się innym człowiekiem. Ale przede wszystkim, przez swoje uzależnienie i stratę najbliższej mu osoby, odnalazł swoje powołanie. Oczywiście poznał kobietę, założył rodzinę i trwał w trzeźwości. Ale jego głownym celem, było jak i jest chronienie młodych ludzi od tej trucizny. Nie chce by ludzie kończyli tak jak jego przyjaciel. Ostrzega przed tym - wszystkich. Tak samo jak przed życiem rockowca. Dzięki temu stał się znaną osobą w Polsce i nie musiał grać na gitarze i pić na umór.
Czasem sławę można zyskać, w sposób oczywisty. Bo kto pcha się to sławy, ten zazwyczaj kończy jako:narkoman, alkoholik, albo, jako legenda.

niedziela, 8 listopada 2015

*XVI - Wujek dobra rada

Janet:
Noc.Podłoga.Radio i kominek.To wszystko czego mi potrzeba.Żadnego sexu,dragów i rock 'n'roll'a.
Żadnych romansów i zdrad.Jestem w swoim świecie z dzieciństwa.Z głośnika starego radia,wydobywają się Zeppelini ,zanurzam się w tej cudownej muzyce i uświadamiam sobie ,że moim największym marzeniem,jest cofnięcie się do lat 70.To były takie cudowne czasy,Tyler nam śpiewał ,swoim cudownym ,trzeźwym głosem.Zeppelini żyli i byli w okresie swojej świetności ,ale najważniejsze jest to,że wtedy powstawały babskie zespoły.
Ta melancholia jest cudowna,wciąga.Niestety przerywa ją chęć zapalenia papierosa-nie oprę się tej pokusie.Wolę udać się do kuchni w poszukiwaniu czego wykwintnego.Dobry posiłek,kobiecie ciężarnej ,na pewno zrobi.Wstaję i pędzę do kuchni.Z wnętrza szafki,wyciągam pyszne ciasteczka z kawałkami czekolady.Wchodzę do kuchni i odkładam je na stolik.Moje myśli błądzą ,nad moimi planami na wieczór.
Na pewno będę sama.Vince cały wieczór,ma zamiar spędzić z chłopakami.Powiem szczerze ,że jestem zadowolona.Czasem ta bliskość ,w naszym związku ,mi przeszkadza.Kobieta też czasem potrzebuje przestrzeni i czasu dla samej siebie.Zresztą ,więcej takich chwil już nie będzie.Stanę się odpowiedzialną matką i żoną.Cieszy mnie bardzo ten fakt,lecz czasami ,wydaje mi się ,że to sen.A gdy się obudzę ,wszystko pryśnie i znowu będę sama w pokoju z czerwoną lampką.Będę tańczyć przy twórczości Tiny i Arethy.Noce będę spędzać w oknie z fajką.Poranki,natomiast ,zaczynać będę od joggingu .
Podchodze do lustra i patrze na siebie.
-Jeny ,jak ja nie lubie tych wahan nastroju-mowie glosno do siebie.Nagle dzwoni telefon.
-Halo- podnoszę słuchawkę.
-Kochanie?Słuchaj zostanę jeszcze godzinę z chłopakami- słyszę głos ,uradowanego Vince'a.
-Ok - odpowiadam złym tonem.
-Coś się stało?-pyta zdziwiony.
-Nie -odpowiadam i rozłączam się.
Nie wiem czemu tak postąpiłam.Nie mam pojęcia czemu mój przyszły mąż mnie czasem wkurza.Czemu mnie w ogóle wszystko wkurza.Idę do salonu ,zapalam świeczkę i ignoruję telefon, który wydaję charakterystyczny dźwięk.Zapewne to Vince ,a mnie pierwszy raz ,cieszy fakt ,że potrafię go olać.
A usprawiedliwienie na to zachowanie jest jedno.
Ciąża.
 kilka minut przed
Vince:
-Chłopacy nie możecie się tak załamywać -powiedziałem entuzjastycznym tonem.-Nie wiecie jak postępować z kobietami?No ej ,przecież wyruchaliśmy tabuny lasek! Ludzie.I wy nie wiecie jak starać się o kobiety!Musicie o nie walczyć!-krzyknąłem zadowolny.
A cała trójka ,spojrzała się na mnie ,niczym na jakiegoś wodza.
-No skruszone pieski ,ruszajcie dupę i walczcie o dziewczyny.
-Tylko jak?-pyta  zdziwiony Nikki.
-A jak się wyrywa dziewczynę?Wiesz zorganizuj jakiś romantyczny wypad z jedzeniem i winem i powciskaj jej kilka bajerów -uśmiechnąłem się.
-Weź ona teraz nie tyka alkoholu i na bank pogoni mnie pijanego - głośno wzdychnął .
-To nie pij przed spotkaniem z nią ,nie bierz piwa ,tylko jakiś soczek i tyle.A pochlejesz sobie po spotkaniu z nią.
-Ty Vince- patrzy w sufit.-Ty to świentny pomysł.Dzięki ,wujku dobra rado.Lecę się przyszykować-zerwał się z kanapy i czym prędzej ,popędził do góry.
-Do usług! -krzyknąłem.
-Weźcie to głupie -odezwał się troll,który wziął butelkę whisky i opróżnił ją.
-Och Mick ,ty też powinieneś ,zacząć starać się o Roxy,ale ciebie zostawię na jutro.Bo dzisiaj jesteś tak wstawiony,że nic do ciebie nie dotrze -odparłem.
-Zgadzam się z tobą blondzio! - Krzyknął zadowolony Tommy.
-A twoj probem na czym polega?
-No wiesz Michelle wróciła.I za chuja nie mogę o niej zapomnieć.A nie mogę bawić się jej uczuciami-patyczak spojrzał w podłogę.
-Tommy?Czy to ty?!Weź się posłuchaj.Stary jak czujesz taką potrzebę to idź korzystaj.Ale najpierw okaż jej skruchę i idź zanieść kwiaty.Bo z tego co wiem ,to nie jesteście w dobrych stosunkach.
-No nie.
-To chodź ,zajebiemy kwiaty od kogoś z ogródka i pójdziemy zanieść je Michele.Ale najpierw zadzwonię do Janet.
-Uuu a co to się stało ,że się tak o nią troszczysz?
-Wiesz wylądowała w szpitalu,a ja nie chcę byto się powtórzyło.W końcu nosi moje dziecko.
-Czyżby zaczęło ci zależeć?-patyczak się uśmechnął.
-No chyba tak.W końcu biorę z nią ślub ...-wzdycham.-Zresztą to skomplikowane.
-Weź przestań,jesteście podobni i widać ,że zakochaliście się w sobie,niczym banda szczeniaków.Ale wiesz ,że to nie wystarczy do małżeństwa.
-Wiem,ale poradzę sobie.
Idę do telefonu i wykręcam nasz numer telefonu.

-Kochanie?Słuchaj zostanę jeszcze godzinę z chłopakami-mówię uradowanym głosem.
-Ok - odpowiada złym tonem.
-Coś się stało?-pytam zdziwiony.
-Nie -odpowiada i rozłącza się.
A ja jestem trochę zaniepokojny. Wiem ,że kobiety mają wahania nastroju,podczas ciąży.Ale nie mam pewności ,czy z tym jej humorem nie stoi Stephen ,a może znowu się z nim spotyka.
O nie! Nie pozwolę się robić na boki!
-Co jest ?-pyta się zaniepokojony Tommy.
-Muszę wracać do domu.Janet się dziwnie zachowuje,a ja jestem zaniepokojony.- Piszę wskazówki dla Micka,co ma robić ,aby poderwać Roxy.
-A co takiego zrobiła?
-Była chamska i nie miła.Wiesz boję się,że mogła Stephena zaprosić do nas.Jeśli to zrobiła ,to jej nie popuszczę! -Ubieram się i wychodzę.

Maggie:
22.Słyszę pukanie do drzwi.Zwlekam się z kanapy i idę otworzyć.
-Nikki co ty tutaj robisz?
-Maggie ,ubierz się proszę.Mam dla ciebie niespodziankę.-Mówi podekscytowanym głosem.
-Jaką?
-Nie ważne.Choć-pokazuje mi gestem ręki.
-Już idę,spokojnie-idę się ubrać i przychodzę do niego.
 Wychodzimy z hotelu i idziemy do jego auta.Kiedy siadam,on włącza Aerosmith.
-Dokąd jedziemy?
-To niespodzianka-uśmiecha się.
-Ok -odpowiadam i zapada cisza.
Towarzyszy nam ona ,do momentu gdy przyjeżdżamy w jakieś ciemne miejsce.Wysiadamy ,a on ciągnie mnie ,przed siebie.
Wchodzimy na jakieś wzgórza ,gdzie widać L.A i ocean.
-Ale tu pięknie -zatrzymuję się i podziwiam widok.
-Wiem - odpowiada i rozkłada koc.-Siadaj.
Wykonuję jego polecenie i wpatruję się w tą piękną noc.
Nikki ,tymczasem wyjuje kieliszki i leje jakiś sok.
-Spokojnie to nie jest alkohol ,to tyko sok jabłkowy.W 100 % naturalny.Wiem ,że nie lubisz tych wszystkich soków.
-Dzięki -uśmiecham się i zaczynam cieszyć tą piękną chwilą.

Janet:
    Budzę się i słyszę radio,które włączyłam przed zaśnięciem.Na przeciw mnie ,widzę lampy ,upadłego miasta Aniołów.Wszystkie takie kolorowe i odbijające się w mojej sypialni.
Nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi.Wiem ,że Vince wraca.
Mój melancholijny humor się kończy,bo wiem ,że zaraz Vince przyjdzie zrobić wywiad.Martwi się ,ale czasem mnie to ostro wkurwia.W ogóle wszystko mnie wkurza!I mam ochotę na ogórki.Wiem to okropne.Mój humor jest okropny,ta ciąża.
-Cześć kochanie -nagle Vince pojawia się nade mną i chce mnie pocalować,a ja sie odwracam.
-Hej,daj mi spokój - prycham.
-Co cię dzisiaj ugryzło?-pyta zdziwiony.
-Nic i weź mi przynieś ogórki.
-Może tak proszę?-głośno wzdycha.
-Już! - Mówię rozkazującym głosem ,a on potulnie idzie mi po nie.
-Masz-rzuca mi słoik na kanapę.
-Dziękuję-mówię chamskim tonem i rzucam się na ogórki.
-Nie mlaszcz-mówi spokojnie.
-Nie mlaszczę-mówię z pełną buzią.-Ale mam dość twojego wyzysku !Ty sobie chodzisz do kolegów ,a mi każesz siedzieć w domu i nosić ten ciężki brzuch.
-Przecież ci nie zabraniam !-Krzyknął.
-Nie będę się z tobą kłócić ,bo nie mogę się denerwować.Dzisiaj idę spać na kanapę-zabieram swoją poduszkę i kołdrę i schodzę na dół.Oczywiście mam swój ,słoik ogórków .Rozkładam sobie kanapę i kładę się.Nie spostrzegam się ,kiedy odpływam w świat Morfeusza.
Maggie:
                     -Kochasz mnie?-spytał się ,Nikki,patrząc mi w oczy.
                              -O czym ty do mnie mówisz?Czy ty mówisz serio?-spytałam zdziwiona.
-Bardzo serio.To jak?
-Miłość to pojęcie względne-wzdycham.-Ale chyba tak.Zresztą...nie wiem -spuszcza głowe.
-Uczucia są skomplikowane prawda?-uśmiecha się lekko i patrzy  w jej oczy.
-Dokładnie.Ale nie odbierz tego tak.Ja sama nie wiem co czuję i czego chcę.Przy tobie głupieję -odparłam,a on spojrzał na mnie zdziwiony i po chwili mnie pocałował.
-Nie zastanawiajmy się już .Cieszmy się sobą nawzajem-oderwał się na chwilę,by znów zatonąć w moich ustach.A ja przy tym ,czuję się cholernie dobrze.

Still feels like our first night together
Feels like the first kiss, it's gettin' better baby
No one can better this...
Still holdin' on, you're still the one
First time our eyes met, same feelin' I get
Only feels much stronger, wanna love ya longer
You still turn the fire on...
So if you're feelin' lonely don't
you're the only one I ever want
I only wanna make it good
so if I love ya a little more than I should

Please forgive me, I know not what I do...
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me this pain I'm going through...
Please forgive me, if I need ya like I do
Please believe me every word I say is true...
Please forgive me, I can't stop lovin' you

Still feels like our best times are together...
Feels like the first touch, still gettin' closer baby
Can't get close enough...
Still holdin' on, still number one
I remember the smell of your skin...
I remember everything
I remember all your moves
I remember you, yeah!
I remember the nights ya know I still do...
So if you're feelin' lonely don't
you're the only one I ever want
I only wanna make it good
so if I love ya a little more than I should

Please forgive me, I know not what I do
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me this pain I'm going through
Please forgive me, if I need ya like I do
Oh believe me every word I say is true
Please forgive me, I can't stop lovin' you

Oh.! oooh .!

one thing I'm sure of is the way we make love
And one thing I depend on is for us to stay strong
With every word and every breath I'm prayin'
That's why I'm sayin'

Please forgive me, I know not what I do...
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me this pain I'm going through...
Please forgive me, if I need ya like I do
Babe believe me, every word I say is true
Please forgive me, if I can't stop lovin' you
Never leave me I don't know what I'd do
Please forgive me, I can't stop lovin' you

Oo Can't stop lovin' you